wtorek, 13 grudnia 2016

Zróbmy hałas!!!!


Ciężko jest przebić najbardziej gorący temat obecnie czyli sagę o polish royal baby na którego, a właściwie na której przybycie na nasz smutny i szary świat czeka cała Polska. Nie mogę pojąć fenomenu rodu Lewandowskich czy my naprawdę nie mamy bardziej intrygujących osobistości? Trzeba docenić geniusz Roberta na boisku, głowę do interesów Ani, która doskonale wykorzystuje sławę swojego męża i dzielnie wspiera go w kampaniach reklamowych, ale czy naprawdę większość z nas musi bezmyślnie małpować wszystko to co w danym momencie sprzedaje nam mainstream? Czekam z niecierpliwością na książkę #supermama Ci pomoże, #fitmama radzi, która na pewno wyjdzie od razu po udanym porodzie. Ania będzie w niej uczyła Nas karmić piersią i przeciwdziałać bolesnym kolką maluszka. 

Abstrahując wielkimi krokami zbliża się do Nas sylwester i karnawał. Niedługo wszyscy ruszymy w tany i rzucimy się w wir zabawy. Ciekaw jestem czy zgodzicie się z moimi spostrzeżeniami dotyczącymi klasyfikacji ludzi, których spotykamy na imprezach.
Istnieje wiele teorii przyporządkowujących śmiertelników do danego typu osobowości. Jak wiecie charakter człowieka jest powtarzalny więc w przyrodzie naturalne są podobieństwa.







Możemy zatem rozróżnić takich oto imprezowiczów:

-król towarzystwa- zazwyczaj egocentryczny koleś zgrywający komika, bezproblemowy luzak, który musi odpowiadać na każde nawet nieskierowane do niego pytanie, wtrącać się w każde zdanie i sypać żartami tak często jak człowiek cierpiący na łupież. Denerwuje samców alfa i jest lekko zakompleksiony. Jego zachowanie to temat do drwin dla płci pięknej i obiekt wyzwisk. Tak naprawdę jednak każda z dam chciałaby pójść z nim na całość, aby choć na chwilę skupił swą uwagę tylko na jej wdziękach. Każdy normalny chłopak chciałby też w jego towarzystwie wyzerować nie jedną butelkę cudownej cieczy. Może być dobrym skrzydłowym przy podrywaniu potencjalnych partnerek.

-nakręcacz, podjudzacz- czasem podczas imprezy występuje nawet kilku takich osobników. Są strasznie niebezpieczni kiedy zaczynają odprawiać swoje rytuały. Wyszukują swoje ofiary wśród najbliższych albo najbardziej podchmielonych z sali. Nie wiadomo co nimi kieruje. Potrafią wmówić ofierze, że ktoś z otoczenia obraża ich matkę, że ktoś dziwnie się na nich patrzy, albo ktoś przed chwilą całował się z ich dziewczyną. Umieją najpierw w towarzystwie śmiać się do rozpuku z suchych żartów kompana robiąc sobie grunt do działania, a potem potęgować przy świadkach jego siłę: - Taki byk jak ty nie da rady? Stary ty ich jesz na śniadanie.

-wiadro, człowiek studnia- każdy z nas zna człowieka, który potrafi dużo wypić. Może nie tak wiele jak nasz były prezydent Olek, ale całkiem sporo. Człowiek ten, żyje w zgodzie z powiedzeniem: Nie ważne czy atmosfera jest brudna, liczy się tylko to, że wódka jest zawsze czysta. Kiedy stajemy z nim, a raczej zasiadamy w alkoholowe szranki to po jakiś trzech godzinach jego morderczego dla naszej wątroby tempa usypiamy na stole. Najdziwniejsze jest to, że kiedy się budzimy to on dalej pije. Dusza człowiek, ale zazwyczaj bankrut i ciągle chodzi spać niedopity.

-podpieracz ścian / żeńskie określenie kolumna- to niezbyt pewni siebie osobnicy z zaburzeniami ruchowo rytmicznymi, którzy bez odpowiedniej ilości alkoholu nie potrafią się bawić. Kiedy jednak alkohol otworzy ich na towarzystwo, na własnej skórze dowiadują się, że ich Ruda dusza tańczy jak szalona. 

-napinacz- człowiek, zazwyczaj na co dzień uporządkowany o umyśle ścisłym. Przykładowo informatyk, księgowy, urzędnik.  Żyje zgodnie z zasadami, ale pełen jest frustracji. Nie ważne czy jego rozgoryczenie spowodowane są źle dobraną wybranką życia, nudną pracą czy niespełnioną ambicją sportową. Wystarczy kilka kropel alkoholu i zazwyczaj dostaje małpiego rozumu. Włącza mu się nieśmiertelność i tryb kozaka. Zawsze wyrzucają go z klubu ochroniarze lub odprowadza policja.

-łatwa opcja- dziewczyna, która przychodzi na imprezę w jednym celu. Zabawić się, żyć chwilą, poczuć trochę niegrzecznych spojrzeń wygłodniałych samców na swojej łaknącej dotyku skórze. Bardzo potrzebny gatunek, z którym często się zaprzyjaźniam. 

-żelazna dziewica- cnotliwa niewiasta, która każdego dnia wstaje z łóżka z przeświadczeniem, że jest lepsza od innych. Przyszła tu z konieczności. Chciała zaistnieć w śmietance towarzyskiej, albo nie chce, aby wykluczyli ją z grupy. Nikt nie chciałby z nią niczego robić, rozmawia się z nią z obrzydzeniem, ale ona usprawiedliwia ten fakt przed samą sobą brak jej moralnymi zasadami i błękitną krwią. 

- siostrzyczki nierozłączki (na zdjęciu)- dziewczyny, które chodzą ze sobą razem do toalety, baru i na parkiet. Nawet chłopaków muszą poznawać w parach. 

-obmacywacz, lepka rączka-  człowiek z twarzą trolla, na 80 % prawiczek. Przyszedł na prywatkę, aby trochę lepiej poznać towar. Wraz ze swoją rękawiczką macanką zwykle przyczajają się w ciemnych miejscach parkietu i znienacka obłapiają po pupach, piersiach. Nie ma się co dziwić w jego mniemaniu jest za piękny, aby płacić prostytutkom, więc tylko w taki sposób może wejść w interakcję ze zgromadzonymi na zabawie damami. Drogie Panie łatwo od niego wyciągnąć drinka.

-imprezowicze pospolici- ostatnia z klas. Ludzie, którzy przychodzą na zabawę odreagować stresy, zapomnieć o wszystkim i mimowolnie skupić się wokół jednej z wyżej wymienionych imprezowej satelity. Są neutralni, plastyczni, wpływowi jeżeli chodzi o zabawę na imprezie. Nie mają ciśnienia aby błyszczeć. Można przyrównać ich do szklanki niegazowanej wody z utęsknieniem czekającej na połączenie jej z sokiem lub jakimś syropem. Zazwyczaj mają fajne, poukładane życie. 

A wy w jakiej z powyższych grup się odnajdujecie?

środa, 23 listopada 2016

Nie idźcie tą drogą...

Oglądałem kilka dni temu (oczywiście przez przypadek) powtórkę programu "Kuchenne Rewolucje" Magdy Gessler. Pewnie kojarzycie tą wybitną kreatorkę smaku i reanimatorkę polskich jadłodajni? Jeżeli nie to wyszukajcie sobie ją w przeglądarce. To bardzo nieszablonowa postać i piszę to bez żadnej ironii. Pozdrawiam Pani Magdo! Zapraszamy na Kaszuby!

Rzecz działa się właśnie na moich ukochanych włościach niedaleko Kościerzyny i doskonale pokazywała jakie błędy może popełniać właściciel restauracji. To co tam zobaczyłem tak mnie zainspirowało, że postanowiłem o tym napisać. Przedstawiona w odcinku sytuacja doskonale obnażyła błędy każdego lidera i pokazała jaką drogą nie należy iść w zarządzaniu. Oczywiście ten przykład nie odnosi się tylko do branży gastronomicznej.

Rewolucja nie zakończyła się happy endem, być może przez upór właścicielki, ale pomimo smutnego finału  uważam, że warto wyciągnąć z tej sytuacji wnioski i nauczyć się  czegoś na jej błędach.
Kto wie, może jakiś kierowniczek, menadżer czy właściciel czyta mojego bloga i Kaszubski Jägermajster wskaże mu właściwą drogę? Przekonajcie się sami.

Na wstępie przypomnę, że jestem Królem Kaszubów Błotnych  i już z racji posiadanego przeze mnie szlacheckiego tytułu wynika, iż znam się na zarządzaniu. Uwierzcie mi tak myśli każdy prezes.
Poza tym nie jest tajemnicą, że w swoim życiu podróżowałem po wielu korporacjach i restauracjach więc mam w tym temacie spore doświadczenie. Tak jak Napoleon (prawdziwy, a nie ten przebierany z reklamy TESCO) podbijałem każde nowe miejsce, w którym postawiłem nogę.



Ale dosyć o mnie, powróćmy do tematu.

Nie trzeba być psychologiem, aby dostrzec, że właścicielka tej restauracji była osobą lekko niezrównoważoną, która napędzała swoją furię hektolitrami energetyków. Dorobiła się wielkich pieniędzy na początku lat 90, kiedy do założenia własnego "byznesu" potrzebna była tylko kasa na start i odwaga. Na przełomie prawie całego ubiegłego ćwierćwiecza zbudowała swoją kulinarną potęgę opartą o sprowadzane z Rosji ryby i inne owoce morza.
Niestety tak jak niestała była w uczuciach, tak niestała była w szanowaniu swoich pracowników i trzymaniu linii zarządzania. Zmiany, zmiany, zmiany bez konsekwencji. Miała też naprawdę słabych doradców, którzy w innych firmach byliby szeregowymi pracownikami, a nie menadżerami sali w tak dużym ośrodku.
Co jakieś dwa- trzy lata winiąc za straty w obrotach restauracji wszystkich tylko nie siebie, zwalniała swoich najlepszych kucharzy i przyjmowała nowych.
Przed przyjazdem Pani Magdy doszło do takiego kuriozum, że zamiast trzech kucharzy właścicielka zatrudniła sześć czy siedem pomocy kuchennych mających mgliste pojęcie o wyszukanych daniach. Wierzyła jednak, że jej nowy narybek szybko nauczy się przygotowywać frutti di mare na żywym organizmie i z marszu zastąpi swoich byłych pracowników. Owszem nie ma ludzi nie zastąpionych, ale odejście niektórych powoduje lawinowy spadek jakości. Po każdym takim osłabieniu własnego biznesu zamiast zyskiwać traciła na tym jeszcze więcej. Wszystko to robione było po to, by udowodnić sobie, że umie się zarządzać dupo-lizami bez własnego zdania i trochę podbudować swoje nadszarpane ego.

Moi Drodzy ile takich miejsc upada lub z wielkich restauracji staje się przydrożnymi barami ?
Z restauracji odchodzili klienci rozczarowani złymi daniami oraz kiepską obsługą.
Potrzebna była interwencja z TVN, aby uratować to co jeszcze ostatkiem sił oddychało.
Niestety nawet szkolenia przeprowadzone razem z agresywnym kowbojem z USA ze skłonnościami polańskimi i Panią Magdą nie wiele pomogło. Przecież nie można kopać się z koniem. Doradcy wiedzieli, że poprawa wyciszy autorytarną damę tylko na jakiś czas, ale nie da się jej do końca zmienić. Sprawa była skazana na porażkę.

Aby zdać wam obiektywną relację, zgodną z prawdą udałem się tam wczoraj na lunch. Skosztowałem carpaccio z łososia i zupy krabowej.
Co tam zastałem, jak smakowało?

Włosy w zupie, stary olej, jedzenie dramatyczne. Lokal może z zewnątrz zadbany, ale menadżerowie sali nie mili, z brakiem wizji (w mojej opinii do wymiany). Jednym słowem Kulinarny Tytanic.

Szefowo jeżeli mnie czytasz to mam słowo dla Ciebie. Słuchaj dalej swoich doradców, a za ostatni grosz wyciągnięty ze sprzedaży lokum położonego w dobrym miejscu, z restauracji pretendującej niegdyś do gwiazdki Miszelina przyjdzie ci kupić budkę z kebabem. Jeżeli się po tym podniesiesz, czego Ci życzę, bo Król dba o swoich poddanych, to może dojdziesz do wniosku, że ludzi się szanuje i z nimi można zbudować nie jedno Imperium!

wtorek, 15 listopada 2016

Wstępniak

Nazywam się Bruno Banino jestem aktywnym i wciąż jeszcze perspektywicznym kawalerem, synem pszczelarza i murarki. Biologiczni spłodzili mnie w bezgwiezdną noc na święcie kaszubskiej truskawki prokreując przy hitach Krzysztofa Januarego Krawczyka.

Życie boleśnie doświadczało mnie już od dziecka, dlatego nauczyłem się cieszyć się każdą chwilą i  nie wybrzydzać. W wieku trzech lat zostałem porwany i wychowywany przez członków cyrku TRAPEZ. Matkowała mi kobieta z wąsem, a tatusiował temperamenty meksykanin. Po ukończeniu podstawówki (w sumie to chyba kilkunastu podstawówek- bo  z racji zawodu opiekunów często zmienialiśmy miejsca zamieszkania) uciekłem do Miasta Grzechu- Ciechocinka. Tam poznałem miłość mojego życia Sabinkę lat 69, stypendystkę ZUSu, która nauczyła mnie wielu sztuczek i przekazała konkretną wiedzę potrzebną w mojej dalszej egzystencji.



Jak dokładnie wyglądała moja przeszłość, teraźniejszość? 

Nie martwcie się! Jeśli będziecie zainteresowani, to bez wahania niczym afgański wojownik uzbrojony w pas szahida na placu pełnym niewiernych będę sukcesywnie odkrywał kolejne slajdy mojego trudnego jak Sudoku żywota. Jeżeli zdecydujecie się wstąpić do elitarnego i nieformalnego związku czytelników Jägermajstra -to przygotujcie się na ostrą jazdę, na wpisy bez tabu i laurek o wszystkich i wszystkim.

Jako przewodniczący tego na razie jednoosobowego koła nigdy nie będę pisał wbrew sobie. Nie będę Was okłamywał tak jak robią to inni wokół. Idę pod prąd, więc nie prześlę Wam gadżetów startowych, aby zachęcić do lektury mojego bloga. Nie dostaniecie zatem podgrzewacza do parówek, odstraszacza dla psów czy masujących w sekretnym miejscu rajstop dla kobiet- (drogie Panie znam Wasze potrzeby i wiem, że czasem taka bielizna by się przydała, kiedy np. zdenerwuje Was szef lub rozsiądziecie się błogo przy popołudniowej kawce i ciasteczku odliczając gorączkowo minuty do zakończenia szychty w Korpo).
W zamian za towarzystwo mam Wam do zaoferowania coś znacznie cenniejszego, coś niemierzalnego i niematerialnego, mianowicie trochę niekiedy czarnego humoru, który optymistycznie nastroi Was do życia i walki ze smutną jak poranek w Gliwicach codziennością.

*** *** ***

Na wstępie rozwieje wszelkie wątpliwości- tak mam czarne podniebienie, przesadzam z tabaką i lubię samogon. Dobry alkohol i bliski kontakt z młodymi, piersiastymi córami ziemi Lęborskiej to coś co mnie definiuje. Przekorny los chciał, aby kompletnie bez przygotowania, w jednej chwili został wyrwany ze swojego poukładanego życia i stał się władcą Kaszubów Błotnych.
Nowe obowiązki spadły na mnie tak niespodziewanie jak samobójca skaczący z gdańskiego falowca. Nie było przebacz, musiałem podnieść tę rękawicę.
 
W życiu tak jak powszechnie wiadomo trzeba na wszystko ciężko zapracować. Moje świadectwo jest tego niezbitym dowodem, od przeobrażenia się z Kaszubskiego Jägermajstra, który łowi szalone momenty, chętne kobiety i otacza się tabaką, aż do piastowania prestiżowej funkcji Króla Kaszub.
Ta osobliwa kariera może Was zaintrygować bardziej niż sezon House of Cards czy odcinek Królowej Jednej Nocy.

Wracając jednak do tematu. 
Na co dzień oprócz pisania zajmuje się koordynacją procesu zbierania najwyższej klasy tytoniu do wyrobu perfekcyjnej tabaki, z której jesteśmy znani na całym Świecie. Czasem kiedy moi pracownicy są w rozjazdach osobiście sprzedaje swoje wyroby na giełdzie w Chwaszczynie, więc wypatrujcie tam mojego kramiku Po pracy konsekwentnie ukrywam się przed złymi ludźmi z Korpolandu, w którym przepracowałem parę pięknych lat swojego życia. 

Ukończyłem (z czego jestem szczególnie dumny) kierunek Kaszuboznastwo na Akademii Paznokcia. Jestem przynajmniej na papierze człowiekiem wykształconym, choć jak zauważycie z ortografią i składnią  czasem nie jest najlepiej. Wybaczcie mi to i zlekceważcie tak jak akceptujecie spadające na na Wasze głowy białe, mięsiste prezenty, które zsyłają będące w zmowie z właścicielami pralń chemicznych wybitnie utuczone pomorskie gołębie. 

Zazwyczaj egzystuje w swej małej chatce gdzieś w Puszczy Kaszubskiej pomiędzy Kartuzami, a Kościerzyną. Chętnie i bez wyjątku obalę z kimś buteleczkę księżycówki. Zapraszam więc do wspólnej konsumpcji!

No to co? Napadamy! 
 
Internet nam wszystko wybaczy, nawet jeśli nasza kuzynka na Słupskiej się łajdaczy! 





Informacje dla czytelników.

Blog ten jest fikcją literacką.
Nazwiska, postaci, miejsca, organizacje i zdarzenia są tworem wyobraźni autora lub zostały użyte całkowicie fikcyjnie. Jakiekolwiek podobieństwo do zdarzeń, organizacji, osób - żyjących czy zmarłych -jest zupełnie przypadkowe.

Kopiowanie i rozpowszechnianie materiałów zamieszczonych na blogu tylko za pisemną zgodą autora.

Kontakt z Gburem, tj. z Królem: brunobanino@gmail.com