piątek, 7 kwietnia 2017

Wiosenna druga szansa- czyli FURIA KRÓLOWEJ!



Niepewna siebie, jedna z czterech inspiracji Vivaldiego powoli nadchodzi do naszego kraju. Dziewczyny widząc pierwsze promyki słońca przewracają leniwie kartki w kalendarzu zatrzymując się przy dacie 21 marca. Kiedy w końcu nadejdzie 22 marzec kobiety stadami, pospiesznie ruszają do Rossmana by zaopatrzyć się w żyletki, maszynki do golenia, a te najbardziej wykręcone (moje faworytki) kupują wosk. Wszystkie te działania zmierzają do tego, aby niczym mieczem samuraja wykarczować tak skrzętnie hodowane przez zimę dywany i dywaniki. Mężczyźni pobudzeni nowym, słonecznym i gładkim wyglądem kobiet wyciągają z piwnic albo balkonów swoje rowery i prezentują je dumnie na podwórkach i placach. Czyszczą je na świeżym powietrzu eksponując swe muskularne ciała w przygotowaniu do sezonu cyklowego. Od teraz lawinowo spadnie frekwencja na siłowniach, a na plażach i w parkach pojawią się głodni wrażeń miłośnicy przyrody. Nasz minister środowiska poczuł w tym roku trochę szybciej niż inni nasi rodacy zew tej wspaniałej pory roku. Jak słyszeliśmy on także zapragnął coś pościnać. Tylko, że w jego przypadku nie były to włosy, a drzewa. Gdyby Agnieszka Lubicz  z kultowego serialu TVP "Klan") pracowała jeszcze we wspomnianym wyżej ministerstwie na pewno wstrzymałaby ten haniebny proceder. Pewnie przykułaby swą młodą i jędrną pierś do jednego z tak nikczemnie zabijanych drzew i tym sposobem ocaliła choć jedno tak cenne zielone życie.

Ale dzisiaj nie o tym. Dziś opowiem o tym co wydarzyło się wczoraj. Od razu zaznaczę, iż na ten iście szalony pomysł namówił mnie mój przyjaciel bosman Largo. Marynarz wrócił po jednym ze swoich sześciu miesięcznych rejsów, po których dosyć dziwnie, bardzo nieproporcjonalnie urosło mu prawe przedramię. Czy był to efekt męskiej samotności w kajucie? Nie mnie to osądzać. Być może z nudów ćwiczył " łapy" nierównie dobranymi hantlami i dlatego pojawiła się taka dysproporcja. Tak, przy tej wersji zostańmy! Pozdrawiam Cię bracie! 

Wiem, wiem Moi Drodzy, że w pierwszej chwili pomyślicie o mnie, iż przesadzam trochę z ilością wyjść do lokali w ostatnim okresie. To nie prawda, że zbyt mocno szastam pieniędzmi tak jak proboszcz po kolędzie. Nie przesadzajcie! Ja jestem Królem Kaszubów Błotnych, więc chyba mogę w roku zaliczyć o jedno wyjście więcej od zwykłego Kaszuba, co nie?
Otóż wraz z kompanem postanowiliśmy (mając coraz to nowe sygnały z rynku i Internetów), że damy drugą szansę restauracji pod Kościerzyną o której tutaj już wcześniej pisałem.
Teraz po kolejnej ewolucji lokal nazywa się : „ Furia Królowej”.
Już od wejścia widać było zmiany gołym okiem. To stary menadżer sali był ojcem tego nowego ładu. Jeden z dwojga, których wcześniej opisywałem, bo jego koleżanka została z hukiem pożegnana przez Królową Matkę. Zmiany w lokalu pojawiły się ponoć po moim wpisie na blogu obnażającym nagą prawdę o tej organizacji, przypadek? Nie sądzę. Grzybiarze z Wejherowa mówią, że „Miruna” otworzyła nad morzem konkurencyjną smażalnię, której logo widzicie na załączonym przeze mnie zdjęciu.


Jej niezatapialny kolega, mistrz manipulacji i krynica pochwał kierowanych pod adresem szefowej podzielił salę obrusami na dwie części: czerwoną i zieloną.  Pewnie dlatego, aby poprzez swoich nowo mianowanych "zaufanych" liderów kontrolować jeszcze wnikliwiej pracę pracowników. To jednak jeszcze nie koniec niespodzianek. Z sześciu kucharzy pozostało tylko trzech. Restauratorka z dziką przyjemnością, (bo zwolnienia jak to kiedyś powiedziała swoim pracownikom to jej hobby) wycięła połowę załogi. To naukowo nazywa się chyba hiper fluktuacją, albo jak już kiedyś pisałem dziecięcą radością z uber rotacji pracowników. Jej podwładni  mieli przygaszone oczy i zespół lękowy. Starzy pracownicy czyli Ci, którzy  wiedzieli co w trawie piszczy byli albo na L4, albo mieli już tak zniszczony kręgosłup moralny, że dziękowali Bogu za to, że mogą pracować u Królowej. Nowi, których była tylko garstka, przyjęci tylko po to by za pół roku ich wyrzucić, nie zdążyli jeszcze przesiąknąć tą toksyczną organizacją. Nie pomagała im puszczana  na sali i w kuchni muzyka, którą leczą ludzi ze skłonnościami samobójczymi. My słyszeliśmy tylko kilka kawałków z tego repertuaru: Love My Life, Don`t give up, Wonderful World czy polską melodią Pokonamy Falę.

Zminimalizowała też kartę. Właścicielka już nie bawiła się w drobnicę, czyli jakieś wymyślne dania, które od jej personelu wymagałyby jakiś kulinarnych wygibasów. Teraz tylko catering, dania dnia i dania specjalistyczne tj. stypy, pogrzeby, wesela. Zrozumiała (płacąc za to duże pieniądze firmom od rewolucji), że jest aspiracje o byciu dużą restauracją nie mają pokrycia z obecnym stanem rynku i z otaczającą Nas rzeczywistością. A kiedyś miała ludzi do zrobienia tej roboty, mogła stać się poważnym graczem na rynku restauratorskim! Tylko problem w tym, że ich nie szanowała. To ona sama sobie zgotowała ten los. Szefowa wyprzedała także niepotrzebne sprzęty za cenę, której nie powstydziłby się wystawki w byłym NRD. Nastawiła się na dużych klientów, więc potrzebowała mniej akcesoriów AGD, tak dużej zastawy, etc.
Co do jedzenia. Tak, zamówiliśmy jedno danie dnia i dwa kompoty. To się nazywa ekonomiczna zaradność, a nie skąpstwo. Ja zamówiłem drugie dnie czyli kotlet pożarski z ziemniakami. A Largo wciągnął zupę, bo zapragnął udać się w podróż na słoneczny półwysep iberyjski dzięki zupie w stylu hiszpańskim.
Jakie wrażenia?
Mój kotlet jadłem bardzo uważnie, aby nie zgasł, bo jest to przecież kotlet pożarski. Był świeży, niemrożony, zjadliwy. Ziemniaki lekko rozgotowane. Buraczki bardzo fajnie komponowały się z tym daniem.W sumie jak powiedział jeden z wielu stołujących się w tej jadłodajni robotników dupy nie urywa, ale przekonamy się jutro rano. Dziś było ok. Więc test świeżości zdany na czwórkę.
Bosman zjadł swoją zupę ze smakiem. Choć jak powiedział po ostatniej jej łyżce była ostra jak oddech Ormianina. Generalnie szamka na plus.
Czas na podsumowanie.. 
Zawsze jest warto dawać drugą szansę ludziom, a w szczególności wiosną. Restauracja idzie w dobrym kierunku, może dlatego, że Szefowa rzadziej tam przychodzi . Dobrze, że zrozumiała, że specjalizacja w dzisiejszych czasach jest w cenie, a jeżeli nie umie się opanować nawet własnego charakteru to zarządzanie dużą firmą może zrujnować resztę jej nadszarpanego zdrowia. Mogłaby pomyśleć jeszcze nad zmianą menadżera Sali, który zwodzi ją od tylu lat, a przez którego tylu wartościowych ludzi zwolniło się i przeszło do konkurencji. Wszystko w Twoich rękach Prezesko! - tak przynajmniej pisze na pisuarze w Galerii Handlowej Madison.
Wam Drodzy Przyjaciele z okazji wiosny 2017, życzę byście byli szczęśliwi i korzystali ze słońca.
Kochajcie się często! Trzeba się spieszyć dopóki jeszcze obowiązuje program 500 plus i prezerwatywy są w Polsce ogólnie dostępne. Bądźcie czujni, pijcie piwko i do następnego wpisu.
Zostajemy na druciku!