Niepewna siebie, jedna z czterech inspiracji Vivaldiego powoli
nadchodzi do naszego kraju. Dziewczyny widząc pierwsze promyki słońca
przewracają leniwie kartki w kalendarzu zatrzymując się przy dacie 21 marca. Kiedy w końcu nadejdzie 22 marzec kobiety stadami,
pospiesznie ruszają do Rossmana by zaopatrzyć się w żyletki, maszynki do golenia, a te najbardziej wykręcone (moje faworytki) kupują wosk. Wszystkie te działania zmierzają do tego, aby
niczym mieczem samuraja wykarczować tak skrzętnie
hodowane przez zimę dywany i dywaniki. Mężczyźni pobudzeni nowym, słonecznym i
gładkim wyglądem kobiet wyciągają z piwnic albo balkonów swoje rowery i
prezentują je dumnie na podwórkach i placach. Czyszczą je na świeżym powietrzu eksponując swe
muskularne ciała w przygotowaniu do sezonu cyklowego. Od teraz lawinowo
spadnie frekwencja na siłowniach, a na plażach i w parkach pojawią się głodni
wrażeń miłośnicy przyrody. Nasz minister środowiska poczuł w tym roku trochę szybciej niż inni nasi rodacy zew
tej wspaniałej pory roku. Jak słyszeliśmy on także zapragnął coś pościnać. Tylko, że w jego przypadku nie były to włosy, a drzewa. Gdyby
Agnieszka Lubicz z kultowego serialu
TVP "Klan") pracowała jeszcze we wspomnianym wyżej ministerstwie na pewno
wstrzymałaby ten haniebny proceder. Pewnie przykułaby swą młodą i jędrną pierś
do jednego z tak nikczemnie zabijanych drzew i tym sposobem ocaliła choć jedno tak cenne
zielone życie.
Ale dzisiaj nie o tym. Dziś opowiem o tym co wydarzyło się
wczoraj. Od razu zaznaczę, iż na ten iście szalony pomysł namówił mnie mój przyjaciel
bosman Largo. Marynarz wrócił po jednym ze swoich sześciu miesięcznych rejsów, po których dosyć
dziwnie, bardzo nieproporcjonalnie urosło mu prawe przedramię. Czy był to efekt męskiej
samotności w kajucie? Nie mnie to osądzać. Być może z nudów ćwiczył " łapy" nierównie dobranymi hantlami i dlatego pojawiła się taka dysproporcja. Tak, przy tej wersji zostańmy! Pozdrawiam Cię bracie!
Wiem, wiem Moi Drodzy, że w pierwszej chwili pomyślicie o mnie, iż przesadzam trochę z
ilością wyjść do lokali w ostatnim okresie. To nie prawda, że zbyt mocno szastam
pieniędzmi tak jak proboszcz po kolędzie. Nie przesadzajcie! Ja jestem Królem Kaszubów
Błotnych, więc chyba mogę w roku zaliczyć o jedno wyjście więcej od zwykłego Kaszuba,
co nie?
Otóż wraz z kompanem postanowiliśmy (mając coraz to nowe sygnały z rynku i
Internetów), że damy drugą szansę restauracji pod Kościerzyną o której tutaj już
wcześniej pisałem.
Teraz po kolejnej ewolucji lokal nazywa się : „ Furia
Królowej”.
Już od wejścia widać było zmiany gołym okiem. To stary menadżer sali był ojcem tego nowego ładu. Jeden
z dwojga, których wcześniej opisywałem, bo jego koleżanka została z hukiem pożegnana przez Królową Matkę. Zmiany w lokalu pojawiły się ponoć po moim wpisie na blogu obnażającym nagą prawdę o tej organizacji, przypadek? Nie sądzę. Grzybiarze z Wejherowa
mówią, że „Miruna” otworzyła nad morzem konkurencyjną smażalnię, której logo
widzicie na załączonym przeze mnie zdjęciu.
Jej niezatapialny kolega, mistrz
manipulacji i krynica pochwał kierowanych pod adresem szefowej podzielił salę
obrusami na dwie części: czerwoną i zieloną. Pewnie dlatego, aby poprzez swoich nowo mianowanych "zaufanych" liderów
kontrolować jeszcze wnikliwiej pracę pracowników. To jednak jeszcze nie koniec
niespodzianek. Z sześciu kucharzy pozostało tylko trzech. Restauratorka z dziką
przyjemnością, (bo zwolnienia jak to kiedyś powiedziała swoim pracownikom to jej
hobby) wycięła połowę załogi. To naukowo nazywa się chyba hiper fluktuacją,
albo jak już kiedyś pisałem dziecięcą radością z uber rotacji pracowników. Jej podwładni mieli przygaszone oczy i zespół lękowy. Starzy pracownicy czyli Ci, którzy wiedzieli co w trawie piszczy byli albo na
L4, albo mieli już tak zniszczony kręgosłup moralny, że dziękowali Bogu za to,
że mogą pracować u Królowej. Nowi, których była tylko garstka, przyjęci tylko po to by za pół roku ich wyrzucić, nie zdążyli jeszcze przesiąknąć tą toksyczną organizacją. Nie pomagała im puszczana na sali i w
kuchni muzyka, którą leczą ludzi ze skłonnościami samobójczymi. My słyszeliśmy
tylko kilka kawałków z tego repertuaru: Love My Life, Don`t give up, Wonderful
World czy polską melodią Pokonamy Falę.
Zminimalizowała też kartę. Właścicielka już nie bawiła się w drobnicę, czyli jakieś
wymyślne dania, które od jej personelu wymagałyby jakiś kulinarnych wygibasów. Teraz
tylko catering, dania dnia i dania specjalistyczne tj. stypy, pogrzeby, wesela.
Zrozumiała (płacąc za to duże pieniądze firmom od rewolucji), że jest aspiracje
o byciu dużą restauracją nie mają pokrycia z obecnym stanem rynku i z otaczającą
Nas rzeczywistością. A kiedyś miała ludzi do zrobienia tej
roboty, mogła stać się poważnym graczem na rynku restauratorskim! Tylko problem w tym, że ich nie szanowała. To ona sama sobie zgotowała ten los. Szefowa wyprzedała także niepotrzebne sprzęty za cenę, której nie
powstydziłby się wystawki w byłym NRD. Nastawiła się na dużych klientów, więc potrzebowała mniej akcesoriów AGD, tak dużej zastawy, etc.
Co do jedzenia. Tak, zamówiliśmy jedno danie dnia i dwa kompoty. To się nazywa ekonomiczna zaradność, a nie skąpstwo. Ja zamówiłem drugie dnie czyli kotlet pożarski z
ziemniakami. A Largo wciągnął zupę, bo zapragnął udać się w podróż na słoneczny półwysep iberyjski dzięki zupie w stylu hiszpańskim.
Jakie wrażenia?
Mój kotlet jadłem bardzo uważnie, aby nie zgasł, bo jest
to przecież kotlet pożarski. Był świeży, niemrożony, zjadliwy. Ziemniaki lekko
rozgotowane. Buraczki bardzo fajnie komponowały się z tym daniem.W sumie jak powiedział jeden z wielu stołujących się w tej jadłodajni robotników dupy nie urywa, ale przekonamy się jutro rano. Dziś było ok. Więc test świeżości zdany na czwórkę.
Bosman zjadł swoją zupę ze smakiem. Choć jak powiedział po ostatniej jej łyżce była ostra
jak oddech Ormianina. Generalnie szamka na plus.
Czas na podsumowanie..
Zawsze jest warto dawać drugą
szansę ludziom, a w szczególności wiosną. Restauracja idzie w dobrym kierunku, może dlatego,
że Szefowa rzadziej tam przychodzi . Dobrze, że zrozumiała, że specjalizacja w
dzisiejszych czasach jest w cenie, a jeżeli nie umie się opanować nawet
własnego charakteru to zarządzanie dużą firmą może zrujnować resztę
jej nadszarpanego zdrowia. Mogłaby pomyśleć jeszcze nad zmianą menadżera Sali, który zwodzi ją
od tylu lat, a przez którego tylu wartościowych ludzi zwolniło się i przeszło
do konkurencji. Wszystko w Twoich rękach Prezesko! - tak przynajmniej pisze na pisuarze w Galerii Handlowej Madison.
Wam Drodzy Przyjaciele z okazji wiosny 2017, życzę byście byli szczęśliwi i korzystali ze słońca.
Kochajcie się często! Trzeba się spieszyć dopóki jeszcze obowiązuje program 500 plus i prezerwatywy
są w Polsce ogólnie dostępne. Bądźcie czujni, pijcie piwko i do następnego wpisu.
Zostajemy na druciku!